Recenzje

Postscriptum Anny Kajtochowej

„ Na kocich łapach” to tomik przewrotny, chociaż pozornie nic na to nie wskazuje. Przewrotny, bo z jednej strony przedstawia wszystkie niuanse miłosnych zdarzeń, a z drugiej – ich zmienność w czasie i przestrzeni. Przestrzeni w zasadzie ciasnej, tylko od dłoni do dłoni – przywołując słowa innego poety. Ale faktycznie i te rozmiary są nie do oznaczenia, nie do zamknięcia ani otwarcia. Rozległe jak ocean- i jak jego wzburzone wody- niespokojne.

Na pozór wszystko co „ona i on” czyli co dzieje się między dwojgiem- rozgrywa się głównie w niej: „Modlę się/ do czekającego mężczyzny/ który zabierze mnie/ w nieznane/ gdzie wszystko może się zdarzyć/ między linią ust/ a czubkiem palców/ u nogi”. Zwierzenia z pamiętnika przeżyć intymnych zaczyna bohaterka liryczna od stawiania pytań samej sobie, tak zaskoczona jest na początku samym zjawiskiem. „A może to drapieżne/ poszukiwanie siebie w tobie/ wszczepianie się w skręty włosów/ i przyzywanie deszczu/ to tylko czary?// A może wargi na wargach/ oddech z oddechem/ jednym zaklęciem?” kiedy: „ strzępki słów/ opadają z ubraniem”? A może chodzi o marzenie? „Chciałabym dostać różę/ od chłopaka/

z cukierni/ on uśmiechy/ zamienia w eklerki/ babki/ a może ptysie//miłość wpisuje/ w piernikowe serce/ czasem upiecze tort/ osłodzi samotność/ rurką z kremem albo pączkiem// Czy trzeba więcej?”

Czyli wybór między czymś konkretnym, namacalnym a czymś, co się ukrywa za nieznanym, nie do ogarnięcia, ale też chyba nie do zdobycia.

W zasadzie pierwsza część tomiku rozgrywa się- może nawet bezwiednie- w próbach zdefiniowania nienazwanego/ przypuszczalnie nawet nie do nazwania/ a materialnym wymiarem czegoś, co nazywamy miłością. Do końca nie widzimy tu precyzji i chyba jej nie poznamy. Bo jak zdefiniować miłość? Ilu specjalistów, biegłych w psychologii, tyle uczonych definicji. Ilu ludzi, tyle doznań zwykle niedookreślonych, często znamiennych do czasów, w których przyszło im żyć. Niekiedy tradycyjnych, innym razem modnych, zazwyczaj uznanych albo i nie. W tej gmatwaninie podmiot stara się myśleć jasno, idzie- jak się zwykło mówić- za ciosem. A miłości bywają różnorakie. I ta- z cukiernikiem w tle, i tamta” z młodym brunetem w pokoju gorącym muzyką czarnych jazzmanów”, w którym „strzępki słów opadają

z ubraniem”. I ta nad morzem, gdzie najbardziej przeżywanym dotykiem jest piasek. Czyżby ten piasek był symboliczny?

Bowiem podmiot tej poezji to kobieta na wskroś współczesna i nowoczesna. Taka, która żyje w pociągu z chwili na chwilę, niepewna jutra, niepewna pracy, zawieszona w przestrzeni między marzeniem o stabilizacji, stałej pozycji rodzinnej, zawodowej, pewną przyszłością a sytuacją osoby rzuconej w przestrzeń czasu, nie znającej dnia ani godziny tak w związkach osobistych jak i społecznych.

Podmiot dostrzega wszystko: i rwące się układy rodzinne i upadek autorytetów/xxx/ ten anioł/, porzucone ideologie/ Odpowiadając na wiersz Agnieszki Nowak pt”A gdyby Jezus była kobietą”/,wreszcie niepewność socjalną i społeczną. Jest na to uwrażliwiony, chociaż nie przedstawia żadnych recept ani w jednym ani w drugim wypadku.

Faktem jest, że w trakcie swych zwierzeń intymnych dostrzega sprawy społeczne i wyraża je z całą bezpośredniością choćby w tym fragmencie miejskiego pejzażu” kontenery utyły od śmieci/ kot przytula się/ do trzepaka/ jednooka lalka/ stoi na murku/ kontener/ ma nieziemski apetyt/ tylko lalka wciąż płacze/ rozebrana ze złudzeń”. Albo, co jest nawet silniejsze, bo też bardziej skomplikowaną sytuację psychologiczną przedstawia: „Mój sąsiad zwymiotował/ ideały na schodach/ wyglądały/ jak porzucone kochanki/ przechodzili ludzie/ kopali je/ zbiegały dzieci/ pluły/ szedł listonosz/ i nic/ kurczyły się// sąsiad/ powiesił się// na włosie bezsilności”.

Psychologia jest mocną stroną tomiku „Na kocich łapach”. Widać to nie tylko w wierszach erotycznych, w których znalazła się cała gama uczucia rozpoczętego, przeżywającego kryzys, a potem rozstanie i nawiązującego do początków następnej fascynacji, także we wplątywanych w żywą tkankę epopei miłosnej- kronikarskich zapisków z wypadków codziennych. O położeniu bezrobotnych, samotności opuszczanych partnerów, sytuacji narkomanów, dzieci czekających na czułość i opiekę. Słowem: podmiot jest wrażliwy nie tylko na to, co zdarza się nam w życiowej wędrówce raz wcześniej, raz później, ale również na to, czym żyją miliony tu i teraz.

Co prawda te wydarzenia i sytuacje nie dominują w tomie, ale widać wyraźnie jak splatają się z życiem osobistym podmiotu, jak wpływają na jego doznania, jak kształtują jego stosunek do świata. Jak uczą go dystansu do przeżyć własnych tak bardzo utwierdzonych w marzeniach, oczarowaniach, dostępnych tylko komuś, kto jednocześnie bardzo kocha życie i bacznie obserwuje jego rozliczne meandry. To znamienne dla bohaterki- zawsze stara się być z kimś: z nim, bliskimi i dalekimi przyjaciółmi, wreszcie z niezawodnym aniołem stróżem.

Bacznie śledzi ludzkie przypadłości i przygody, stara się oceniać je życzliwie i z dystansem, koniecznym w wypadku oddania się miłości. To wymaga odosobnienia i intymności. Podmiot zabezpiecza je kulturą i powtórzmy za Herbertem- smakiem. Stroni od opisu ostrych, biologicznych stanów, pozostaje z dala od szokowania słownictwem i sytuacjami, które bulwersują. To cenna zaleta książki.

Autorka stosuje proste środki artystyczne: zwięzłą, surową metaforę, celną puentę, logikę i przejrzystość kompozycji. Jak zaznaczyłam, do wywodów osobistych wprowadza wątki ogólne: kulturowe, filozoficzne, odniesienia ideowe. Sumując, mamy do czynienia z pięknym hymnem na cześć miłości i rodzajów jej stadiów. Czytając, napotykamy jakby na seans filmowy, w którym- jak na taśmie- przewijają się poszczególne sceny, fragmenty, zmiany uczuć z miłością związanych: zauroczenia, tęsknoty, niepewności, entuzjazmu, zwątpienia, powolnego przemijania.

Podmiot wystrzega się skrajności. I wszystko, co z miłością związane, przyjmuje z dobrodziejstwem inwentarza: radością na początku, melancholią na końcu. Na zakończenie przywołuje miłość nadmorską- osadzoną w kontekście przyrodniczym. Morze i piasek- w nim bohaterka liryczna znajduje natchnienie, uspokojenie i radość spełnienia. W takich warunkach, jakie zaoferowało jej życie.

To piękna karta w życiu podmiotu. Piękna i pogodna jak lato i tak je przyjmuje jako dar życia. Ta, która jak wyznaje- urodziła się „złocistą jesienią”. Oby jej na zawsze towarzyszyło lato! Ciepłe i bezpieczne!

Anna Kajtochowa        ( Kraków,  czerwiec 2007)

Kobieta w podróży… Wciąż potrafi się dziwić i zachwycać. Absolwentka pedagogiki na WSP TWP w Warszawie i Podyplomowego Studium Logopedii i Glottodydaktyki w Katowicach. Obecnie pracuje w Przedszkolu Terapeutycznym z dziećmi autystycznymi. Autorka tomików „Na kocich łapach” (2007) oraz „Katarynki” (2016).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *